Wyobraź sobie siebie w przedwojennej Warszawie gdy…
… przechadzasz się za interesem po ul. Chłodnej. Zupełnie znienacka i całkiem nagle dopada cię głód. Nie świadom niczego wstępujesz do pierwszej napotkanej restauracji, dajmy na to, Pana Żwirka.
Wnętrze niezbyt przytulne, lecz znośne, obłożenie nie przesadzone. Płaszcz pozostawiasz w szatni. Upatrujesz sobie stolik na uboczu, tuż obok wejścia do kuchni. Siadasz wygodnie rozpierając się w krześle i rozpoczynasz cierpliwe oczekiwanie. Zewsząd dobiega gwar jadłodajni. Dla zabicia czasu wyłapujesz z gąszczu dźwięków dobiegającą zza kuchennych drzwi rozmowę.
- Kogóż tam Mieciu masz dziś na rewirze? – zapytał jeden głos.
- Właśnie dwóch frajerszczaków siadło na trójce. W ciemno stawiam, że zaczną od brukowca a potem wezmą karabin. – odpowiedział drugi
- Cynkarze?
- Raczej nie, ale też nie bródkarze. Boku nie będzie.
- Pech bracie.
- Nie taki znowu. Bo na piątce siedzi dwóch akustycznych i już zaczęli od śmiertelki. Czuć, że w wodopoju po utrwalaczu już zaliczyli, gumowi, że hej. A z wyglądu z jednej chewry nie są. Jeden hindus drugi bambus.
- A teraz czysta-ojczysta…
- A u ciebie?
- Amerykanin z Mercedesem.
- Menda z wiechciem?
- Nie. Prawdziwi.
- Znaczy absztyfikant?
- Też nie. On to raczej kakalarz bo do chabaniny zamówił lewatywę.
- Żeby tylko się na cię nie zapatrzył.
- Ty wracaj lepiej na sale, gościa masz. Jak karbowy przykuka to już tylko monopol ze sraczową będziesz uprawiał.
I już po chwili z zasłuchania wyrywa Cię słodkie: „Pan sobie życzy?”
Powyższa scena oddaje charakter kolejnego symbolu warszawskiego folkloru - gwary. Oczywiście nie jest to czas ani miejsce na jakiekolwiek rozważania na temat warszawskiej gwary. W tak krótkim artykule mógłby to być zaledwie wstęp do ogólnego zarysu przekroju problemu. Ale warto zauważyć jedną rzecz. Gwara warszawska jest pojęciem dość ogólnym. Sama w sobie jest niejednorodna, a jej struktura jest uzależniona od wielu czynników. Gwara różniła się w zależności od grupy społecznej, zawodowej a nawet dzielnicy. I właśnie najlepszym przykładem zróżnicowania gwary w Warszawie jest język używany przez kelnerów. Zupełnie inaczej wyglądały bowiem podobne wymiany zdań pomiędzy kelnerami lokali różnej kategorii i położonych w różnych dzielnicach. Powyższy przykład gwary jest charakterystyczny dla przedwojennego Śródmieścia i lokalu kategorii "S". Cóż, zapewniam, że niezwykle intrygująca jest gwara w zwykłej knajpie na Pradze.
Niech ten artykuł będzie zalążkiem bardziej rozciągniętej w czasie serii o warszawskiej gwarze. Naprawdę warto się zatrzymać nad tym tematem nieco dłużej. Dlatego jeżeli ktoś z czytelników miałby jakieś ciekawe koncepcje lub pomysły w tej materii, serdecznie bym prosił kontakt.
… przechadzasz się za interesem po ul. Chłodnej. Zupełnie znienacka i całkiem nagle dopada cię głód. Nie świadom niczego wstępujesz do pierwszej napotkanej restauracji, dajmy na to, Pana Żwirka.
Wnętrze niezbyt przytulne, lecz znośne, obłożenie nie przesadzone. Płaszcz pozostawiasz w szatni. Upatrujesz sobie stolik na uboczu, tuż obok wejścia do kuchni. Siadasz wygodnie rozpierając się w krześle i rozpoczynasz cierpliwe oczekiwanie. Zewsząd dobiega gwar jadłodajni. Dla zabicia czasu wyłapujesz z gąszczu dźwięków dobiegającą zza kuchennych drzwi rozmowę.
- Kogóż tam Mieciu masz dziś na rewirze? – zapytał jeden głos.
- Właśnie dwóch frajerszczaków siadło na trójce. W ciemno stawiam, że zaczną od brukowca a potem wezmą karabin. – odpowiedział drugi
- Cynkarze?
- Raczej nie, ale też nie bródkarze. Boku nie będzie.
- Pech bracie.
- Nie taki znowu. Bo na piątce siedzi dwóch akustycznych i już zaczęli od śmiertelki. Czuć, że w wodopoju po utrwalaczu już zaliczyli, gumowi, że hej. A z wyglądu z jednej chewry nie są. Jeden hindus drugi bambus.
- A teraz czysta-ojczysta…
- A u ciebie?
- Amerykanin z Mercedesem.
- Menda z wiechciem?
- Nie. Prawdziwi.
- Znaczy absztyfikant?
- Też nie. On to raczej kakalarz bo do chabaniny zamówił lewatywę.
- Żeby tylko się na cię nie zapatrzył.
- Ty wracaj lepiej na sale, gościa masz. Jak karbowy przykuka to już tylko monopol ze sraczową będziesz uprawiał.
I już po chwili z zasłuchania wyrywa Cię słodkie: „Pan sobie życzy?”
Powyższa scena oddaje charakter kolejnego symbolu warszawskiego folkloru - gwary. Oczywiście nie jest to czas ani miejsce na jakiekolwiek rozważania na temat warszawskiej gwary. W tak krótkim artykule mógłby to być zaledwie wstęp do ogólnego zarysu przekroju problemu. Ale warto zauważyć jedną rzecz. Gwara warszawska jest pojęciem dość ogólnym. Sama w sobie jest niejednorodna, a jej struktura jest uzależniona od wielu czynników. Gwara różniła się w zależności od grupy społecznej, zawodowej a nawet dzielnicy. I właśnie najlepszym przykładem zróżnicowania gwary w Warszawie jest język używany przez kelnerów. Zupełnie inaczej wyglądały bowiem podobne wymiany zdań pomiędzy kelnerami lokali różnej kategorii i położonych w różnych dzielnicach. Powyższy przykład gwary jest charakterystyczny dla przedwojennego Śródmieścia i lokalu kategorii "S". Cóż, zapewniam, że niezwykle intrygująca jest gwara w zwykłej knajpie na Pradze.
Niech ten artykuł będzie zalążkiem bardziej rozciągniętej w czasie serii o warszawskiej gwarze. Naprawdę warto się zatrzymać nad tym tematem nieco dłużej. Dlatego jeżeli ktoś z czytelników miałby jakieś ciekawe koncepcje lub pomysły w tej materii, serdecznie bym prosił kontakt.
1 komentarze:
Wszystkich zainteresowanych tematyka gwary warszawskiej zapraszam na stronę
gwara-warszawska.waw.pl
Prześlij komentarz