Dintojra

Historia przedwojennej Warszawy czyli oficjalny kwadrat blatnej chewry

27.10.09

Różyc

Autor: Kruti

Opowiadaliśmy już o Kercelaku – największym i najbardziej znaczącym targowisku dawnej Warszawy. Myślę, że to odpowiedni moment by wspomnieć także o targowisku, pamiętającym stare czasy, które istnieje (i ma się dobrze) do dnia dzisiejszego. Mowa o popularnym Bazarze Różyckiego czyli też o Różycu.

Bazar Różyckiego powstał pod koniec XIX w. Przyjmuje się często datę 1901 r. jako rok założenia targowiska. Podobnie jak Kercelak Bazar Różyckiego wziął swą nazwę od nazwiska właściciela placu na którym powstał.

Julian Józef Różycki, z wykształcenia farmaceuta, był w Warszawie znanym społecznikiem. Jemu Praga zawdzięcza m.in. ówczesne gimnazjum męskie a dzisiaj Liceum Ogólnokształcące im. Władysława IV. Różycki skupił kilka działek w okolicach ul. Ząbkowskiej, Brzeskiej i Targowej gdzie, za namową Manasa Ryby – praskiego przedsiębiorcy - założył targowisko. Targowisko dość szybko zyskało popularność po prawej stronie Wisły.

Bazar Różyckiego przetrwał wiele punktów zwrotnych w historii a jego kupcy – często weterani każdej z możliwych od jego powstania wojen – zasłynęli także jako opiekunowie praskiej tradycji, m.in. sprawując pieczę nad praskim Domem Weterana 1863 r.

Bazar Różyckiego przetrwał trzy wojny, w tym dwie światowe, jedno powstanie, jedno wyzwolenie oraz trzy zmiany ustroju. Na dobre zaszkodziło mu dopiero otworzenie jarmarku na stadionie X-lecia. Jak dobrze wiemy Jarmark ów odchodzi z wolna w niepamięć ustępując miejsca stadionowi, na którym ponoć ma zagościć wyłącznie sport. Być może jest to niepowtarzalna szansa dla Bazaru Różyckiego na odzyskanie choćby części blasku.

Zatrzymam się w tym miejscu jeszcze na chwilkę. Jeden z moich dziadków – zamieszkujący jakiś czas na Woli – o sławnym Kerceleku opowiadał mi nie raz, jednakże zawsze pozostawało to wyłącznie w sferze opowiadań. Bazar Różyckiego, jako osoba wychowana po prawej stronie, znam od małego i jest on dla mnie czymś żywym i namacalnym. Mam szczerą nadzieję, że właśnie nadchodzi jego kolejne 5 minut, że stanie się na powrót miejscem ciekawym i wyjątkowym. Mam nadzieję, że jako jeden z ostatnich bastionów bazarowego folkloru Warszawy jakoś przeżyje walkę z krwiożerczym kapitalizmem. Mam nadzieję, że już niebawem będę mógł, jak moi dziadkowie, skosztować porcji flaków i pyz, i polecić to miejsce innym.

2 komentarze:

Gonzo pisze...

Panie kochany ja tam z garnitur ślubny kupowałem. Świetne miejsce, małym będąc brzdącem bałem się jeżdzić na Różyckiego zeby mnie 'cygany' nie ukradły. :-)

Kruti pisze...

ja też ślubny kupowałem :)

najlepsze strony
statystyka