Powtarzając znów za niedoścignionym kompilatorem warszawskiej myśli, Stanisławem Milewskim na wstępie przytoczę opinię Wiktora Gomulickiego, XIX wiecznego felietonisty, który stwierdził, że w Warszawie łatwiej jest o piękną kobietę niż o kufelek dobrego piwa. Jak wiele prawdy jest w tych słowach także obecnie. Jak zwykle krytyczny wobec nieciekawych zjawisk Prus ujął to natomiast w te słowa: "Jeśli kto bierze kiepską wodę, nieczyste naczynia, syrop i sacharynę zamiast słodu, a wronie oko zamiast chmielu, będzie miał nie piwo, ale obmierzłe pomyje, którymi się wszyscy trujemy".
Problem z browarami warszawskimi mamy od zawsze. Ale jak zaczęła się ta historia? Właściwie nie dawno. W początkach wieku XIX w Królestwie Polskim obowiązywał w zasadzie zakaz sprowadzania z zagranicy wszystkiego co z powodzeniem można wyprodukować także w Polsce. Oczywiście zakaz ten nie ominął piwa. Stworzyło to wiele możliwości dla rodzimego przemysłu - nie do końca jednak wykorzystanych.
W zasadzie pierwszym wartym odnotowania browarem, na wielką skalę w Warszawie był browar spółki "Schöffer i Glimpf" na ul. Krochmalnej nabyty na licytacji przez Błażeja Haberbuscha i Konstantego Schiele w 1846 r. Co ciekawe Haberbusch i Schiele byli ponoć pomysłodawcami ogródków piwnych w Warszawie. Na początku XX w. Haberbusch i Schiele był zdecydowanie największym browarem warszawskim. Produkował piwo bawarskie, porter, pilzeńskie i kulmbachskie. W 1921 r po połączeniu kilku firm powstała Spółka Akcyjna Zjednoczonych Browarów "Haberbusch i Schiele”, która udziałem w rynku ustępowała tylko Tychom i Okocimiowi. W 1948 r. na bazie upaństwowionej spółki "Haberbusch i Schiele” powstały dobrze nam znane Browary Warszawskie.
Tak wyglądała reklama spółki "Haberbusch i Schiele”:
0 komentarze:
Prześlij komentarz